#OLA
Zielone
oczy, które sprawiały, że czułam się wyjątkowo zamknęły powieki na
zawsze. Uśmiech, dzięki któremu każdy dzień wydawał się być
najszczęśliwszym, przygasł. A dłonie, które nie raz błądziły po moim
ciele, spoczęły na idealnie wyprasowanej, białej koszuli. Miał
lekko zmierzwione włosy, trupio blade policzki. Był elegancki. W galowym
mundurze, wyglądał jak młody bóg. Nieżywy młody bóg. Zwycięzca poległy na
polu walki.
Szepczący
dookoła mnie ludzie nie istnieli. Większość z nich przyszła tutaj
jedynie, by upajać się w bólu bliskich mu osób. W moim bólu, który był
wyczuwalny w każdym kącie kościoła. Wdzierał się do niego przez każdy
otwór w moim ciele. Przez, nie płaczące już, oczy, obumarłe
serce. Patrzyłam na ludzi, których znałam, jak i całkowicie mi obcych.
Patrzyłam na mężczyzn odzianych w identyczne mundury, w który ubrany był
Jarek, przed oczami mając wciąż jego uśmiechniętą twarz. Czułam jakbym
była w miejscu, w którym być nie powinnam. W złym miejscu, w złym czasie.
Nienależąca do świata cierpienia, który wypchał optymizm z tego
dotychczasowego. Istniałam. Egzystowałam. Uparcie wierzyłam, że na
drewnianym katafalku spoczywającym tuż przede mną nie leży mój mąż. Mój
ukochany mąż. Jedyna miłość, jaka kiedykolwiek spotkała mnie w życiu.
Jednak
przed tygodniem przestałam wierzyć w bajki. Ich czar pryska, chociaż
zawzięcie przekonujesz się, że każda z nich ma happyend. Moja nie miała.
To była jedna z tych, o których mówią w melodramatach. Sadstory,
niewątpliwie urzeczywistniająca się, jednak wciąż będąca smutną
historią o dwojgu ludzi, którzy poza sobą nie widzieli świata.
Otwieram
mahoniowe drzwi mieszkania, całkowicie nie przygotowana na słowa, które
zaraz padną z ust sierżanta stojącego przede mną. Prawda jednak uderza
mnie w twarz. Jarek zawsze opowiadał mi o tym, że muszę brać taki rozwój
sytuacji pod uwagę. Pewnego dnia, w progu naszego mieszkania, mogą stanąć
mężczyźni, którzy nie będą mieli dobrych wieści. W ich batalionie
mówiono, że są posłańcami śmierci. Nikt nie mylił się nazywając
ich właśnie tak.
-
Pani Nowak? – upewniają się, chociaż bardzo dobrze wiedzą, że trafili
pod dobry adres. Kiwam głową, lewą ręką podtrzymując się ściany. –
Starszy sierżant Wołek oraz podporucznik Jankowski, moglibyśmy zająć pani
chwilę?
Zajmują
o wiele więcej aniżeli chwilę. Siedzą przez kolejne czterdzieści pięć
minut opowiadając o ostrzale w Strefie Gazy, w którym niefortunnie zginął
mój mąż. Jarosław Nowak. Chorąży stacjonujący w Strefie Gazy. Żołnierz,
który za pół roku powinien wrócić do domu, do swojej żony, marzeń.
Czekają ze mną na psychologa, który jedzie z Opola, na moich rodziców
i teściów.
Nie
wypowiadam ani słowa. Duszę w sobie łzy, które mam ochotę rzewnie wylać.
Mam żal. Żal do Jarka, że zostawia mnie samą w otoczeniu ludzi, którzy
nigdy nie będą znaczyć dla mnie tak wiele, ile znaczył on. Żal do siebie,
że nigdy nie sprzeciwiałam się jego marzeniom o byciu żołnierzem. Żal do
siebie, że nigdy nie dopuszczałam do siebie myśli, że kiedyś i do mojego
mieszkania zapukają posłańcy śmierci.
Słyszę
trzask łamiącego się serca. Patrzę po ludziach obecnych w moim salonie,
gdzie przed ośmioma miesiącami Jarek stroił nowo kupiony telewizor. To
nie ich serca. To moje. Umarło.
Tato
trzyma mnie za dłoń, mama obejmuje. Płaczą. Ja nie mówię w dalszym ciągu
nic. W dłoni trzymam ramkę ze zdjęciem z naszego ślubu. Ja, w
przepięknej sukni i Jarek w galowym mundurze. Młodzi, zakochani wsobie
bez pamięci od czasów podstawówki. Mający po dwadzieścia lat, a
tak dobrze wiedzący, że przez życie chcą kroczyć razem. Ramię w ramię.
Ramka upada. Łzy zaczynają płynąć po moich policzkach.
Zimny
pot oblewa moje plecy. Wiatr dmie za oknami kościoła. Ludzie z
niecierpliwością czekają na mnie. Ostatnią z trzech osób, które
wygłaszają pożegnalną mowę. Minister bezpieczeństwa narodowego patrzy
z niecierpliwością na zegarek, chociaż dziesięć minut temu, kiedy
odznaczał Jarka Krzyżem Kawalerskim Orderu Krzyża Wojskowego mówił, że
przeżywa stratę każdego żołnierza Rzeczpospolitej Polskiej bardzo
osobiście.
-
Jarek jest moim mężem. Mężem uhonorowanym pośmiertnie za coś, w co
wierzył. Ja jestem jego żoną. Żoną, która wspierała go zawsze w tym, co
chciał robić w życiu. – Najbliższa rodzina płacze. Przyjaciele ukrywają
łzy, nieznajomi współczują. Żołnierze z batalionu, w którym służył, stoją
niewzruszeni, chociaż ich serca pękają. – Był moim
najlepszym przyjacielem. Rozmawiałam z nim przez telefon na dzień przed
śmiercią. Dzwonił by powiedzieć, że wraca za pięć i pół miesiąca do domu,
by nacieszyć się ze mną kolejnymi miesiącami, które mieliśmy spędzić
razem. Jarek wrócił do domu. W galowym mundurze, w drewnianym katafalku,
przyozdobionym flagą Polski. Tydzień
po telefonie. Po odznaczenie, które znaczyłoby dla niego wiele. Po
wieczność, w której przyjdzie mu trwać. – Patrzę na kościelny sufit,
powstrzymuję potok łez. Za oknami zaczyna padać deszcz. – Aniu, Tymonie –
zwracam się do teściów – Jarek powiedział mi kiedyś, że jest z was
dumny. Wychowaliście go na patriotę, który umiera właśnie tak, jak to
sobie wyobraził…
Cmentarz
nie przypomina już miejsca, do którego udajęsię, żeby odwiedzić
zmarłych dziadków. Cmentarz zdaje się być wiecznością, w której przyjdzie
mi żyć. Cierpieniem, z którym będę musiała się zmierzyć.
Uwielbiam Cię, bo wróciłaś.
OdpowiedzUsuńNienawidzę Cię ! A wiesz czemu? Bo to jest pierwsze opowiadanie , po którym , gdy przeczytałam pierwszy rozdział ... rozpłakałam się. Ja na prawdę rozpłakałam się. Pierwszy raz takie uczucie towarzyszyło mi podczas czytania. I nie jest to nic złego, bo w tym rozdziale wyraziłaś te emocje tak świetnie, że ja , z reguły niby podczas czytania towarzyszyło mi stoickie zachowanie, że po moim policzku popłynęła łza. Uwielbiam to jak potrafisz napełnić zdania potokiem emocji, uczuć , które chcesz wyrazić. Uwielbiam , mimo że to pierwsze twoje opowiadanie, które z pewnością będę czytać !
OdpowiedzUsuńjejku, dziękuję bardzo :*
UsuńJakie to smutne. Trafia prosto do serca. Widzę tą kobietę, jej cierpienie i ... automatycznie stawiam siebie na jej miejscu, choć mam nadzieję, że nigdy nie znajdę się w podobnej sytuacji. Boję się kolejnych rozdziałów, skoro pierwszy tak mnie rozbił. Boję się, ale za nic ich nie przegapię. Czuję, że znów będę płakać przy Twoim opowiadaniu, a to nie zdarza się często. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBoże, to jest cudowne. Nawet nie mam słów, więc nic nie napiszę oprócz tego, że płaczę.
OdpowiedzUsuńPowiem tylko tyle - piękne.
OdpowiedzUsuńPowinnam teraz zmywać naczynia. Powinnam teraz przygotowywać się do jutrzejszych wykładów. A co robię? Czytam to cudo i po prostu płaczę. Zdobyłaś tym moje serce, to ci powiem.
OdpowiedzUsuńŚmierć bez względu na to czy jest bohaterska, czy też nie zawsze niesie za sobą czyjeś cierpienie. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie czegoś takiego.
OdpowiedzUsuńCzytałam tę historie kiedy publikowałaś ją na onecie i bardzo mnie zasmuciło kiedy przestałaś ją publikować. Teraz bardzo się cieszę, że wróciłaś do tej historii.
OdpowiedzUsuńJest smutna, bardzo smutna i siłą powstrzymuje łzy, które cisną mi się do oczu. Pięknie opisałaś wszystkie uczucia i emocje.
Pozdrawiam.