Nie chcę żyć bez ciebie.



# OLA

                Patryk należał do niewielkiej grupy osób, z którymi spędzałam trochę czasu przed śmiercią Jarka. Nigdy tak naprawdę nie przepadałam za siatkarzami, pajacowałam w stroju kukurydzy tylko dla czystej przyjemności, by opłacić kilka rachunków, niepotrzebnie nie wyciągając pieniędzy z konta, które przeznaczaliśmy z Jarkiem na naszą przyszłość. Bycie pluszową kolbą kukurydzy, ulubieńcem trybun na hali azotów, traktowałam z przymrużeniem oka. Kilka razy w miesiącu przyodziałam kostium, poskakałam dookoła Czarnowskiego, Rouziera i kilku innych, w zamian za gromkie brawa i uśmiechy. Kibice na ogół chyba byli mną zachwyceni, pajacowałam pierwszorzędnie. Patryk często śmiał się, że przychodzą zobaczyć mnie, a nie spotkania ligi mistrzów, czy samych siatkarzy. Byłam kukurydzą i po dłuższym zastanowieniu się, uważałam to, za jedno z największych osiągnięć w moim życiu. Bycie kukurydzą dawało radość, której tak bardzo teraz potrzebowałam. Na chwilę mogłam zapomnieć o świecie, który mnie zlekceważył, zabrał miłość i sens życia.
                - O czym myślisz? – Patryk o kulach podchodzi do mnie. Przez ostatnie dwie godziny jeździł na wózku inwalidzkim od pokoju do pokoju, chichocząc z pielęgniarką, która była wyraźnie zadowolona faktem, że nocną zmianę zaczyna od zajmowania się siatkarzem Zaksy.
                - O życiu.
                - Nie wybrałaś zbyt lekkiego tematu na dzisiejszy wieczór.
                Wzruszam jedynie ramionami i patrzę na patrykową nogę. Szyna wystaje spod jego dresowych spodni, a biała skarpetka jest już delikatnie siwa od szpitalnego kurzu, który nosił się gdzieś w zakamarkach korytarzy.
                - Przykro mi.
                - Po prostu wymyślmy jakiś radośniejszy temat, zapraszam cię do kina. Jest dwudziesta pierwsza, jeszcze zdążymy.
                - Przykro mi z powodu twojej nogi, a nie mojego tematu, Patryku – uśmiecham się szeroko. Kino brzmi świetnie, ale nie mam najmniejszej ochoty pokazywać się między ludźmi. W Odrzańskich Ogrodach, galerii w której znajduje się kino, pracuje zbyt wiele moich znajomych, by przejść obojętnie, tydzień po pogrzebie i nie słuchać kolejnych kondolencji i przeprosin, że nie byli na pogrzebie. Ludzie się bali. Co najmniej jakbym miała ich zaraz zabić za to, że nie pokazali się w kościele, nie rzucili grudki ziemi na trumnę, która spoczęła na cmentarzu, czy nie złożyli kondolencji ustawieni w długim orszaku zaraz za plecami ministra. A mnie nie interesowała ich ilość, przyjście z czystego obowiązku, bo znali nas jeszcze ze szkoły, czy może z którejś imprezy. Chciałam pożegnać mojego męża sama, w spokoju, bez zbędnych ludzi dookoła. A tak naprawdę jeszcze tego nie zrobiłam.
                - Innym razem. Chodź, zawiozę cię do domu – wstaję i podchodzę do drzwi wyjściowych, które rozsuwają się na boki.

                Siedzę przed na wpół pustą szafą, pomiędzy koszulami Jarka, tuląc mocno do siebie tą z naszego ślubu. Najpiękniejszy dzień mojego życia. Perfekcyjny, dopracowany pod każdym względem, z wielką pomocą Jarka, który ze złamaną nogą szedł do ołtarza.  Prowadzona w jego stronę przez ojca, patrzyłam tylko w jarkowe oczy, jakby nie było nikogo poza nami. Widziałam w nich wielką miłość, tą, którą przeżywa się tylko raz w życiu. Tą z którą czasami po prostu się mijamy, nie spotykamy, dostając w zamian związek bez namiętności i z ograniczonym zaufaniem. Nigdy nie zwątpiłam w Jarka, on wierzył we mnie, w nas do utraty tchu. Do ostatniego tchnienia.
                Jedyne czego pragnęłam w życiu, to zestarzeć się u jego boku. Z gromadką dzieci, domem gdzieś pod Kędzierzynem-Koźlem, opowieściami ze Strefy Gazy. Z poczuciem bezpieczeństwa, miłości, bezwzględnego szczęścia i życiowego spełnienia. Nigdy nie myślałam o byciu wdową, nie tak młodą wdową. Nie zastanawiałam się, co zrobię, kiedy zabraknie Jarka. Potrafiłam żyć bez niego obok, wiedząc, że jest gdzieś na drugim końcu świata i myśli o mnie w każdej wolnej chwili. Dzwoniąc do siebie co kilka dni, opowiadając o tym, jak bardzo tęsknię, a łóżko jest tak zimne, kiedy nie ma go w nim razem ze mną. Nasze życie od początku było skazane na rozłąkę. Nie mogłam blokować jego marzeń, spełniałam je razem z nim. Byłam pewna, że zrobi wszystko, by wrócić do mnie, być ze mną, a nie obok.
                Odkładam na bok koszulę, idealnie ją składając. Wiem bardzo dobrze, że powinnam oddać wszystkie rzeczy Jarka osobom, którym mogłyby się przydać. Mnóstwo ciuchów, które nosił tylko podczas pobytu w Polsce, zagracają jedynie szafę. Nie potrafię się uwolnić, zrezygnować z czegoś, co należało przed śmiercią do niego. Nie ma go od dwóch tygodni, na pozór trzymam się dobrze. Jest środek września, słońce schowało się gdzieś za chmurami, łzy nie ciekną po policzkach, a ramki z naszymi zdjęciami są pochowane. Każde spojrzenie na roześmianą, szczęśliwą twarz mojego męża doprowadza mnie do płaczu, którego za wszelką cenę chcę uniknąć. Może gdzieś w podświadomości nigdy nie wierzyłam, że Jarek wróci i zostanie ze mną już na zawsze? Może dlatego teraz nie płaczę, jakbym pogodziła się z losem, który mnie spotkał.
                - Nie, Olu, nie. Nie godzisz się z jego śmiercią – mówię sama do siebie i wstaję, przeskakując przez stertę ubrań i zmierzając w stronę kuchni, gdzie odpalam papierosa.
                Dym powoli wypełnia małe pomieszczenie, otwieram okno by wpuścić do środka trochę świeżego powietrza. W mieszkaniu trwa błoga cisza, którą przerywa hałas przekręcanych kluczy w zamku drzwi wejściowych. Nie przejmuję się tym. Mogą to być moi rodzice, teściowie. Nikt więcej nie ma kluczy. Opieram się o kuchenny blat, pociągam po raz kolejny papierosa i strzepuję popiół.
                - Nie rozumiem dlaczego palisz – Do mych uszu dochodzi tak dobrze znany głos. Odwracam się gwałtownie, wyrzucając niedopałek przez okno.
                W drzwiach stoi on. Jarek. Mój mąż. Z uśmiechem na twarzy, w mundurze. Wyciąga do mnie ręce, a ja nie zastanawiając się długo podbiegam do niego i przytulam mocno. Czuję bicie jego serca, ciepły oddech na moim policzku. Jego usta obdarowujące mnie kolejnymi pocałunkami i dłonie ściągające koszulkę. Prowadzi mnie do sypialni, śmieje się i szepcze jak bardzo się stęsknił i jak bardzo mnie kocha.
                - Nie wyobrażam sobie bez ciebie życia, Olu.
                - Nie chcę sobie nawet tego wyobrażać, kochanie. Nie chcę żyć bez ciebie.

                A później papieros się wypala, a ja otwieram oczy. Wciąż stoję oparta o blat. Na chwilę zawieszam wzrok na otwartym oknie, liczę piętra dzielące mnie od ziemi. Jest ich siedem.
                Zamykam okno.

8 komentarzy:

  1. Nawet nie wiesz, jakie emocje to we mnie wywołuje... Nie wymyślę teraz żadnego sensownego komentarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, mąż mojej znajomej był w Afganistanie. Czytając to opowiadanie mam przed oczami jej przerażone spojrzenie, gdy cokolwiek złego się tam działo. On wrócił, a mimo wszystko nie potrafię wyrzucić z pamięci wyrazu jej twarzy... Zmuszasz mnie do postawienia się na miejscu Oli, a ja nie chcę cię stawiać na jej miejscu. Chcę wierzyć, że zawsze będzie tak, jak teraz, a nie trzeba przecież mieć żołnierza za partnera, by go stracić...

      Usuń
  2. Nie wiem co napisać. To jest tak...idealnie nieidealne. Idealne, bo piszesz wspaniale, cudownie ukazujesz uczucia, emocje i jej myśli a nieidealne, bo życie w jednej chwili straciło dla niej sens, a los odebrał to, co najważniejsze.
    Cieszę się, że dzięki przypadkowi tutaj trafiłam.
    VE.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czy jest sens, żebym cokolwiek mówiła, ponieważ mam wrażenie, że się powtarzam. To jest piękne, ale Ty sobie z tego doskonale zdajesz sprawę. Uwielbiam takie historie. Uwielbiam.
    Natknęłam się ostatnio na Patryka Czarnowskiego robiącego zakupy w Silesii CC. Od tej chwili chyba jeszcze mocniej będzie docierać do mnie to opowiadanie.
    Wesołych świąt, kochana! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cholera wzruszasz niesamowicie.... Nie wiem co napisać, nawet nie wyobrażasz sobie tego, jak ryczę jak bóbr. To jest takie przykre... Nie umiem sobie wyobrazić, że tracę ukochanego na wojnie... To jest, to jest...

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest tak niesamowite, że na dzień dobry gęba i słownictwo blokują mi się z wrażenia.
    I właśnie dlatego nie potrafiłabym się związać z facetem służącym w wojsku. Obawa o jego życie przerosła by mnie. Na pewno.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przy każdym rozdziale chce mi się płakać. To jest piękne, ale tak smutne, ze nie sposób powstrzymać łzy, które cisną się do oczu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zawsze chwyta za serducho i nie chce puścić:(

    OdpowiedzUsuń